Wielka improwizacja – jak nie pokonywać kanionu cz. 8

by Ania

Głupia ty, oj głupia ty. Przed nami w mroku rysują się szczyty. Nieliczne światełka błyszczą w oddali. Fogel zasypia, a ja wpatruję się w ciemność, czując jak targa mną smutek. Ze złości i żalu zaciskam pięści i przyciskam nos do szyby. Wierzchołki zbliżają się, a ja ich naprawdę nie zobaczę.

Gwiazdy powoli bledną. Granatowe dotąd niebo powoli staje się szmaragdowe. Cienka linia pomarańczowego różu wyłania się na horyzoncie. Budzi się nowy dzień – 17 lipca – a ja z nim.

Pociąg powoli zwalnia biegu. Przygotowujemy się do wyjścia. Głośno ziewam i ręką, którą nie trzymam roweru, przecieram oczy. Szybko i sprawnie wysiadamy w Kninie. Mamy już wprawę w podróżowaniu koleją z rowerami.

Knin to nieco zapomniana przez turystów, średniowieczna stolica królestwa Chorwacji, leżąca zaledwie dwadzieścia kilometrów od granicy z Bośnią i Hercegowiną. Nad tym niewielkim miastem króluje zrujnowana częściowo forteca, której początki mogą sięgać nawet szóstego wieku. Cieniem na historię miasteczka rzuca się wojna bałkańska, w trakcie której z Knina wygnano lub wymordowano zamieszkujących tu Serbów. Ich miejsce zajęli uchodźcy chorwaccy z terenów Bośni i Hercegowiny. Śladów po wojnie zostało tu niewiele.

Krk_004

Twierdza w Kninie fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman

Jako że nie planowaliśmy w ogóle pojawiać się w Kninie, nie dysponujemy żadnymi wiadomościami na temat dróg – ani głównych, ani pobocznych. Dlatego też, czekając na otwarcie Biura Informacji Turystycznej, siadamy w przydworcowym barze i zamawiamy kolejną chorwacką kawę.

Czekanie. Ci, którzy mnie dobrze znają, wiedzą, że to jedna z moich najsłabszych stron. Nienawidzę siedzieć w miejscu i poddawać się biegowi wydarzeń. Sama preferuję być ich twórcą. W podróży natomiast często trzeba okazać dużo cierpliwości, by nie bębnić palcami w stół czy kolano i nie psuć sobie wakacji przez własną złość, gorączkowość i popędliwość.

Wściekam się więc, gdy babeczka z Biura Informacji Turystycznej w Kninie spóźnia się. Żeby nie wybuchnąć i rozładować napięcie zgłębiam zawartą w przewodniku tajną wiedzę na temat terenów, na których się znajdujemy. W końcu staję się ociężała i senna. Trzy godziny snu to zdecydowanie za mało na regenerację organizmu.

W końcu kobitka przyjeżdża do pracy. Fogel rozpytuje ją o drogi i dróżki, podczas gdy ja pilnuję rowerów. Okazuje się, że całe oczekiwanie na nic. Nie zna żadnych tutejszych dróg poza głównymi. Michał dowiaduje się jedynie, że na zdjęciach satelitarnych Google Maps można zauważyć jakąś ścieżkę, która prowadzi wzdłuż rzeki Krka. Ma ona swoje źródła niedaleko Knina i może to być pomysł na naszą trasę. Perspektywa niezbyt nęcąca, tym bardziej, że rzeka początkowo wąska, rozszerza się później i biegnie kanionami. W pewnym momencie może okazać się, że będziemy w pułapce.

Decydujemy się pojechać gminnymi drogami wiodącymi przez góry, wyżyny i wioski. Robimy jeszcze zapasy wody w miejscowym Lidlu, gdzie podziwiamy panów pracujących na wysokości bez zabezpieczenia.

Wyruszamy. Przekraczamy rzekę i już pniemy się w górę. Pierwszy podjazd ma około dwa kilometry długości. Fogel śmiga do góry jak strzała, ja trzymam się środka drogi, bo niekomfortowo czuję się będąc na krawędzi stoku. Żółwim tempem wyjeżdżam na górę. Tam czeka mnie nagroda. Dech w piersiach zapiera widok gór Dynarskich po stronie Bośni i Hercegowiny.

Trafiamy do niewielkiej wioski pełnej kamiennych domków oplecionych winem. Płoty ciągną się wzdłuż drogi. Niestety, gdy przy jednym z budynków chcemy zrobić zdjęcie, wybiega właściciel i machając rękoma odgania nas.

– Ci Chorwaci to naprawę przyjaźni ludzie – ironizuję.

Jedziemy dalej. Nagle kończy się spękany asfalt i wjeżdżamy na szutrową drogę. Fogel nie może uwierzyć – droga dla samochodów, oznaczona na mapie, staje się ścieżką. Gminną na dodatek!

Krk_010

Gminna droga na Chorwacji fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman

– W Polsce aż takie rzeczy się nie zdarzają – trochę się śmieje, ciut złości.

W kolejnej wiosce nie ma żadnych problemów ze zdjęciami. Przyjaźnie witamy lokalną kobietę i pstrykamy fotkę, która upamiętni niewielką chatkę Chorwacji spoza pocztówek. Trochę błądzimy po lokalnych dróżkach, które rozchodzą się, by po chwili znów się spotkać. Mijamy pojedyncze gospodarstwa, w których widzimy tylko starszych ludzi. Nic dziwnego, młodzi garną się do większych miast, tak jak i u nas. Podziwiamy odległe bośniackie szczyty i tylko zgadujemy, że po naszej prawej ciągnie się Krka.

Zjeżdżamy z wyżyny i zatrzymujemy się pod kościołem w Čitluku, gdzie w cieniu drzewa figowego głodni i spragnieni raczymy się drugim śniadaniem. W międzyczasie do parafii przyjeżdża ksiądz, z którym witamy się, jednocześnie żegnamy i już po chwili wskakujemy w bloki.

Trafiamy na kolejną drogę szutrową. Widać, że znajdujemy się w miejscu, gdzie nieczęsto pada deszcz. Rosną tu tylko trawy i niewielkie drzewka, które nie dają cienia. Słońce praży wysoko nad głowami. Robi się duszno. Chyba po raz pierwszy odczuwamy gorący, śródziemnomorski klimat tych rejonów.

Dojeżdżamy do najsłynniejszego chyba chorwackiego kanionu Krka. Na widok ogromnego zjazdu i wyobrażenia jeszcze większego podjazdu po drugiej stronie rzeki, mina mi rzednie.

– Ja tędy nie zjadę – patrzę oczami otwartymi szeroko, czy to ze zdziwienia, czy ze strachu.

– Jakoś musimy przekroczyć rzekę. Šibenik jest po jej drugiej stronie.

– To musimy znaleźć inny, mniejszy! Nie podjadę!

Fogel nie wygląda na zadowolonego. Trudno! Wracamy do drogi prowadzącej na Siritovci. Planujemy przekroczyć rzekę Čikola w Drnišu, żeby nie musieć pokonywać kanionu.

Słońce tak pali, że w jednej wiosek zatrzymujemy się w przydrożnym rowie, w cieniu jednego z nielicznych drzew, by przeczekać najgorszy upał. Leżymy i obserwujemy ludzi, którzy pod sklep po drugiej stronie drogi przyszli z pobliskiej budowy. Przyjeżdża samochód dostawczy. Wysiada z niego kierowca i wraz z robotnikami raczy się złocistym trunkiem. Ze zgrozą w oczach przypatrujemy się, jak transportowiec wypija jedno piwko, zaraz po nim drugie, po czym wsiada do furgonetki i odjeżdża.

Po chwili spotykamy dwóch Austriaków na rowerach. Opowiadają, że w tych rejonach spędzają wakacje i trenują. Przy okazji pytamy więc o najlepszą możliwość dostania się do Šibenika bez zahaczania o kaniony. Okazuje się, że nie mamy co jechać do Drniša, bo tam też trzeba przebyć wąwóz, tyle, że rzeki Čikola. Dodatkowo będzie to dość niebezpieczna zabawa, bo przebiega tamtędy krajówka. Przekroczymy więc Čikolę innym kanionem, mało ruchliwym. Żegnamy się z Austriakami i mimo żaru lejącego się z nieba i niemożliwej do wytrzymania temperatury czterdziestu stopni, zbieramy się do dalszej drogi.

Krk_020

Kanion rzeki Čikola fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman

Stajemy nad kanionem. Włos jeży mi się na głowie, ręce drętwieją ze strachu.

– Mam tędy zjechać? – pytam histerycznie. Staram się oddychać głęboko i uspokoić.

– To tylko około półtora kilometra – mówi jak zawsze niezrażony Fogel.

– O matko – jego intencje wywołują efekt przeciwny do zamierzonego.

– Pamiętasz, czego cię uczyłem?

– Yyy, czego?

– Że hamulce tarczowe to nie szczękowe?

– To znaczy? – ogarnia mnie tępota.

– Musisz hamować pulsacyjnie.

– ….

– Po pierwsze. Nie możesz naciskać jednocześnie obu klamek hamulcowych, bo wylecisz w powietrze.

– Hmm?

– Najpierw naciskasz tylni, z drobnym opóźnieniem przedni. Nie wolno Ci też trzymać klamek zaciśniętych przez cały czas. Musisz lekko dociskać i puszczać, dociskać i puszczać.

– A co się stanie jak zrobię to źle?

– W hamulcach hydraulicznych masz płyn, w szczękach miałaś linki. Jeśli źle hamowałaś, mogłaś zetrzeć klocki. W tych zagotujesz płyn. Jeśli go zagotujesz, to zapowietrzysz hamulce, a nie mamy zestawu do odpowietrzania. Zapowietrzenie powoduje, że później hamulec działa źle lub wcale.

– Nie wzięliśmy zestawu?! – brakuje mi powietrza.

– Nie.

Krk_017

Kanion rzeki Čikola fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman

Cudownie. Czyli albo się zabiję, albo uczynię swój rower niesprawnym. Dlaczego ja takich rzeczy nie uczyłam się przed wyjazdem? Przypominam sobie wprawdzie jak przez mgłę, że Fogel nie raz strofował mój sposób wytracania prędkości, ale nic sobie wtedy z tego nie robiłam.

– Będę tuż za Tobą – Michał widzi bladość mojego lica, mimo że słońce zdołało mnie już przysmażyć na skwarkę.

– Hym – nic nie mówię, bo i tak skończy się to pewnie w rzece, jeśli dobrze pójdzie.

Staram się nie patrzeć na znak mówiący, że czeka nas dziesięcioprocentowy zjazd. Obciążone rowery mają niesamowite przyśpieszenie. Hamuję dokładnie w taki sposób, w jaki Michał mi kazał, ale ciągle mam wrażenie, że nabieram coraz większej prędkości. Na szczęście to tylko odczucie. W końcu po minucie, może dwóch, wydających mi się wiecznością, jesteśmy na dole. Nie zagotowałam hamulców!

Stajemy na malutkim mostku nad Čikolą. Ręce i nogi mi drżą. Mam wrażenie, że upadnę. Reguluję oddech i po chwili panika zabiera swoją wielką łapę z mojej klatki piersiowej. Dopiero teraz zwracam uwagę jak tu pięknie. Wapienne skały prawie wiszą nad naszymi głowami, a przeźroczysta rzeka połyskuje to na niebiesko, to na zielono.

Teraz czeka nas taki sam podjazd. Nie wiem, co gorsze. Po chwili dowiaduję się. Zamiast jechać, pcham swój balast. Fogel walczy. I tak przez półtora kilometra w górę. Przy wylocie kanionu dowiaduję się, że Michałowi udało się zrobić połowę podjazdu. Twardziel!

Niestety, nie ma czasu na odpoczynek, bo z naprzeciwka nadchodzi burza. Ciemne chmury zasnuły niebo gdzieś nad Šibenikiem, a pioruny walą po wcale nie tak dalekich wzgórzach. Na szczęście te “atrakcje” mijają nas bokiem.

Dojeżdżamy do krajówki. Kierowcy znowu w ogóle z nami się nie liczą. Mijają nas o piętnaście centymetrów z dużą prędkością. Strasznie się denerwuję, bo jeszcze chwila, a ktoś nas przejedzie. Fogel też ma nietęgą minę. I wtedy wyprzedza nas ciężarówka, która ścina sobie drogę. Kątem oka widzę jak jedzie prosto na mnie.

CDN.

Capture8

Trasa source: Google Maps

Krk_001

Góry! fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman

Krk_002

Nie ma to jak zasady bezpieczeństwa fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman

Krk_003

Twierdza w całej okazałości fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman

Krk_005

fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman

Krk_006

Nagroda za wyjechanie dwukilometrowego podjazdu

Krk_008

Nasza droga fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman

Krk_009

Nie pozwalają mi zrobić zdjęcia urokliwego domku, to zdejmę swój rower, a co! fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman

Krk_011

Fogel na drodze gminnej fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman

Krk_012

Chorwacja spoza pocztówek fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman

Krk_014

Chorwacja spoza pocztówek ciąg dalszy fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman

Krk_015

Góry Chorwacji fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman

Krk_016

Żegnamy bośniackie szczyty z wielkim żalem fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman

Krk_018

W kanionie fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman

Krk_019

To niby którędy my tutaj zjechaliśmy? fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman

Krk_021

Koryto rzeki Čikola fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman

Krk_022

Kolory kanionu fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman

Krk_023

I ciągnę się pod górę fot. Anna Piechowska i Michał Fogelman