Wielka Improwizacja – jak nie rozbijać namiotu cz. 12

by Ania

Dawne Spalatum, które istnieje już ponad tysiąc siedemset lat wprawdzie ciągle coś traci, ale nieustannie też zyskuje. Brakuje mi słów, by oddać wszystkie odczucia, nienasycenie i smutek, jaki odczuwam. Za trzydzieści minut muszę się pożegnać ze Splitem.

Prowadzimy rowery na pokład promu. Na miejsca do przypięcia jednośladów, mimo tego, że płaciliśmy za ich przewóz, nie mamy co liczyć. Dokonujemy więc akrobacji cyrkowych, by jednym dwumetrowym łańcuchem przywiązać dwa rowery zapakowane sakwami do rury, jaką wskazują nam pracownicy promu. Układamy kierownice, siłujemy się z ramami, przesuwamy pedały, które usiłują wleźć między szprychy, ściskamy sakwy, by pozbawić je powietrza. Walczymy chyba dziesięć minut i gdy kończymy, pot spływa nam po czole. Zabieramy oczywiście wszystkie rzeczy, które opłacałoby się ukraść.

Zasapani pniemy się po schodach na pokład. Michał proponuje byśmy zaszyli się na niższym, zamkniętym poziomie. Upieram się jednak, byśmy wyszli na górny – tam, gdzie poczujemy lekką bryzę morską i będziemy mogli podziwiać oddalający się Split.

Split_185

Południowa ściana Pałacu Dioklecjana

Widok południowej ściany Pałacu Dioklecjana po prostu zapiera dech w piersiach. Cały czas po cichu powtarzam sobie:

– Oddychaj, oddychaj.

Jak urzeczona wpatruję się w dawne Spalatum, którego rozmiary dopiero teraz potrafię w pełni sobie wyobrazić i docenić. Z rozmarzeniem spoglądam na pagórki, które wyrastają za miastem. Trochę teraz żałuję, że nie podróżujemy dalej lądem. Słyszałam, że największe chorwackie góry wyrastające prosto z morza znajdziemy właśnie pomiędzy Splitem i Makarską. Rozglądam się dookoła. Miasto z promu nie wydaje się już takie brzydkie jak wcześniej. Z jednej strony portu wyrastają osiedla domków, a z drugiej kurorty. Wszystko, co dobre, szybko się kończy.

Pokład powoli zapełnia się. Zaczynam cicho chichotać, bo dookoła nas znajdują się sami Polacy z dziećmi, którzy wesoło rozmawiają, popijają piwo. Ich dzieci bawią się na pokładzie. Przez chwilę czuję się jak w Polsce.

Pod stopami czujemy, jak załoga włącza silniki. Wypływamy. Rzucam jeszcze tęskne spojrzenia w stronę południowej ściany pałacu. Zostałabym w nim jeszcze troszkę. Rzadko odwiedzam miejsce, które aż tak mnie fascynuje.

Syrena promu obwieszcza nasze wyjście z portu. Stojąc przy burcie obserwuję inne statki, które wpływają do Splitu. Szkoda, że nie przebywam na jednym z nich. Im bardziej oddalamy się od brzegu, tym bardziej lazurowa woda przybiera niebieską, a potem granatową barwę. Długo przypatruję się długiemu białemu śladowi, jaki zostawiamy za sobą. Na jego końcu majaczy Split, teraz malutki jak makieta. Jeszcze tu wrócę.

Split_195

Split malutki jak makieta

Przepływamy przez cieśninę między wyspami Šolta i Brač. Mijają nas jachty, które prawie niezauważalnie kołyszą się na morzu.

– Michał, następne wakacje w Chorwacji spędzimy na żaglach – mówię wystawiając twarz do wiatru i słońca.

– Popieram.

– Tylko albo będziemy musieli zrobić kurs, albo zabrać się z doświadczoną ekipą, bo o pływaniu nie mamy zielonego pojęcia.

Michał zaczyna wymieniać wszystkich naszych kolegów i znajomych, którzy chętnie przyjmą nas na swój pokład. No to ustalone. Po drodze mijamy malutkie wysepki. W oddali za lekką mgiełką chowają się góry. Za promem lecą mewy. Przez chwilę zastanawiam się, dlaczego?

– Może tworzy się tunel aerodynamiczny, w którym leci się im łatwiej? – sugeruje Fogel.

– Tak, to w sumie logiczne. No, ale, po co za nami lecą? Mają tyle wysp, a fruną za nami sto kilometrów. W jakim celu?

– Nie wiem.

Split_210

Jedna z podążających za nami mew

Pytam więc mewę, w jakim interesie podąża za nami. W odpowiedzi ta łypie na mnie okiem i ani myśli odpowiedzieć. Przechadzam się po pokładzie, uśmiecham się do słońca, które powoli opada na horyzoncie, zostawiając za sobą złocistą smugę światła na wodzie. Po chwili widzę jak, jeden z jachtów wpływa na nią. A może to nie zwykła żaglówka, ale wyprawa, która chce dopłynąć do słońca?

Zbliżamy się do wyspy Hvar. Przepływamy obok miasta o takiej samej nazwie, nad którym góruje Forteca Spagnola. Szkoda, że nie mamy tu dłuższego postoju. Pobiegłabym obejrzeć choć kawałek miasta.

Gdy dopływamy do Vela Luki na wyspie Korcula, dzień ma się już ku końcowi. Dlatego też szybko odpinamy nasze rowery i wyruszamy na poszukiwanie Campingu Mindel, który na kolejne półtora dnia ma stać się naszym domem.

Szybko dopada nas mrok. Nie denerwujemy się jednak tak jak ostatnio. Włączamy lampki i jedziemy dalej. Problem w tym, że wszystko dookoła nas wygląda tak samo. Droga, wzdłuż której biegnie kamienny murek, niewysokie drzewa. Nad nami świecą jasne gwiazdy, ale na drogę nie dociera żadne światło, które mogłoby się stać wskazówką dla nas.

Krążymy więc dookoła, aż w końcu Fogel zauważa mdły, jasny punkcik i jakby zarys namiotu. Złazimy z rowerów i pchamy je w kierunku światła. Tak! Znaleźliśmy! Idziemy wśród namiotów szukając miejsca, w którym moglibyśmy poinformować o naszym przybyciu.

Jakież wielkie zdziwienie pojawia się na twarzy recepcjonisty, gdy wyłaniamy się z ciemności od strony przeciwnej niż wejście na pole namiotowe. Angielsko – niemiecko – chorwacko – polskim wyjaśniamy mu, że mieliśmy problem, by znaleźć właściwy wjazd po ciemku. Okazuje się też, że obsługuje nas ojciec właścicielki campu.

Pokazuje nam, gdzie są prysznice, informuje, że doba kosztuje 99 kun ze wszystkim – cena rewelacyjna jak na Chorwację.  Mówi nam, że rano jeździ do miasta i przywozi niezmotoryzowanym gościom zakupy, gdyż tu, na miejscu, nie ma żadnego sklepu. Z zachwytem zamawiamy pół kilo kurczaka i całego słodkiego arbuza. Jutro czeka nas uczta, jakiej nie mieliśmy od wieków.

Split_232

„Znów wędrujemy ciepłym krajem” K.K. Baczyński

Camping znajduje się na terenie gaju oliwnego. Mężczyzna prowadzi nas pod jedno z drzew i objaśnia nam, że tutaj możemy rozłożyć się. Dziękujemy mu za pomoc i zabieramy się za rozbijanie namiotu. Pobieżnie sprawdzamy ziemię, czy nie próbujemy postawić swojego domu nad mrowiskiem i walczymy ze śledziami i płachtami.

Nagle między drzewami zrywa się lekki wiatr, który niesie ze sobą woń, której nie rozpoznaję. Ten zapach przyprawia mnie o zawrót głowy. Siadam po prostu na murku i wdycham go pełną piersią. Ciężko mi go opisać. Mam wrażenie jakby słońce spotkało się z ziemią, liśćmi, cukierkami ziołowymi i czymś jeszcze nieokreślonym.

– Czujesz to Michał – mówię rozmarzonym głosem.

– Tak – odpowiada tak samo urzeczony – co tak niesamowicie pachnie?

– Nie mam bladego pojęcia.

Zrywam się z murku i zaczynam biegać dookoła namiotu. Michał w mgnieniu oka pojmuje moje intencje i też zaczyna szukać źródła tej niesamowitej woni.

– Tutaj na przestrzeni nie pachnie.

– Tu przy ziemi też nie.

– Pod samym drzewem lekko.

– Najbardziej czuć na prawo od drzewa, jak przewiewa!

Patrzymy z Michałem po sobie i jednocześnie werbalizujemy swoją myśl.

– Drzewo oliwkowe!

– Drzewo oliwkowe?

– To musi być to – stwierdzam z pewnością.

– Tak – potwierdza Michał.

Oboje stoimy ramię w ramię i wdychamy niebo. W końcu jednak musimy wrócić do rozpakowywania betów i rozbijania namiotu. Ściągam sakwy z bagażników. Nagle Michał cicho nawołuje mnie, bym do niego podeszła.

Split_209

„Pejzaż w powieki miękko wsiąka” K.K.Baczyński

– What’s up?

– Tuż obok wejścia do namiotu mamy mrówki.

– Ale przecież sprawdziliśmy teren.

– Nie wzięliśmy pod uwagę jednej rzeczy…

– … że zapadła już noc i mrówki siedzą pod ziemią.

– Tak. A teraz wylazły, jak wsadziliśmy im śledzia koło mrowiska.

– Musimy się przestawić.

Walczymy ze śledziami i przestawiamy namiot pod samo drzewo oliwkowe. Już kończymy, gdy patrzę na oliwki i prawie schodzę na zawał.

– Michał, to drzewo jest mrowiskiem – mówię półgłosem, bo już minęła dwudziesta trzecia.

– ????!!!!

– Tak – krzywię się – i to najgorszy rodzaj mrówek – czerwone odwłoki, gryzą.

Znowu demontujemy nasz namiot. Trochę zdesperowani szukamy nowego miejsca na sąsiednim terenie. I tak okazuje się, że ziemię pokrywają małe dziurki, które mogą być tylko kolejnymi mrowiskami.

Decydujemy się więc na pierwszą lokalizację, tam gdzie mrówki znajdowały się tuż przed wejściem do namiotu.

Vela Luka_007

Mrówka tu, mrówka tam

Rozpakowywanie, rozbijanie kończymy krótko przed północą. W końcu możemy porządnie rozglądnąć się dookoła. Zadzieram wysoko głowę.

– Wow – wyrywa mi się.

Tak pięknego nieba jeszcze nad sobą nie mieliśmy. Gwiazdy świecą jasno nad nami. Z łatwością możemy powiedzieć, gdzie leży Mleczna Droga. Rozróżniam kolejne gwiazdozbiory. Kładę się na murku i po prostu wpatruję we Wszechświat. Michał siada obok mnie.

– Aniu, wyjdziesz za mnie? – wyciąga pierścionek po raz drugi w trakcie tej podróży.

Hurra, nie muszę czekać kolejnych trzynastu lat. Mój luby tym razem naprawdę się postarał. Ślicznie pachnący, oliwkowy gaj, gwiazdy, szum drzew, cisza i spokój. Ja też przez te dni miałam okazję przekonać się, że jeśli zapyta powtórnie, będę mogła dać tylko jedną odpowiedź.

– Tak, oczywiście, że za Ciebie wyjdę.

– Mam nadzieję, że wystarczająco romantycznie – śmieje mi się do ucha.

– No tym razem Ci się udało – chichoczę – żadnych ryczących jak tury Austriaków.

– No nie.

– Na który palec powinienem wsunąć Ci pierścionek.

Rozśmiesza mnie tym pytaniem całkowicie, bo istnieją różne wersje. Wybieram tą brytyjską i podaję mu lewą dłoń wskazując na serdeczny palec.

– Tu będzie okey myślę.

– No to teraz już oficjalnie.

Siedzimy jeszcze chwilę pod gwiazdami.

Ranek budzi nas niemiłą niespodzianką. Na nasz namiot miarowo spadają krople wody.

– Serio? – wyjękuję głębiej zakopując się w śpiwór – naprawdę? Pierwszy prawdziwy dzień odpoczynku nad morzem i pada?

– Yhhhmmrr – wymrukuje Michał ciągle śpiąc.

– Ja się tak nie bawię – nakładam śpiwór na głowę i pogrążam się w objęciach Morfeusza.

Wstajemy sporo po dziesiątej. Ciągle mży. Michał idzie do ojca właścicielki i odbiera nasze zamówienie. Okazuje się, że gość nie do końca zrozumiał, ile chcemy mięsa i przywiózł nam dwa razy więcej. Muszę przyznać, że drób w Chorwacji strasznie dużo kosztuje! Taka ilość kurczaka oznacza, że nie robimy dzisiaj uczty, ale uprawiamy regularne obżarstwo. Cóż, tłumaczę sobie, że w podróży są takie dni, kiedy powinno się tylko jeść.

Zanim jednak zabieramy się za gotowanie, wymyślam sposób powstrzymania mrówek, które wylazły z mrowiska i szukają pożywienia. Jeśli będą tak intensywnie penetrować okolicę, odkryją nasze zapasy, które bezpiecznie spoczywają w sakwie zaledwie metr od ich domu.

Wpadam więc na chytry pomysł.

Vela Luka_003

Nakarm mrówki dobrowolnie zanim dobiorą Ci się do namiotu!

Na śniadanie jemy arbuza. Wszystkie pestki, jak też kawałki owocu kładę koło mrowiska, ale od przeciwnej strony niż namiot. Mrówki szybko orientują się, że mają jedzenie za darmochę i tłumnie wyłażą z dziury. Długo podziwiamy pracowitość tych małych, ale silnych stworzeń. Każda z nich taszczy kilka razy większą od siebie pestkę albo kawałek miąższu. Stwierdzam, że życie mrówki właściwie można uznać za fascynujące.

Po śniadaniu postanawiamy zadzwonić do rodziców i przekazać im radosną wieść o naszych zaręczynach. O dziwo, nie brzmią jakbyśmy ich zaskoczyli.

Potem zabieramy się za gotowanie obiadu. Przy tej ilości kurczaka trochę czasu zejdzie na jego pokrojenie i uduszenie. Wszystkie resztki uczciwie oddajemy mrówkom, które wpadają w ogromny zachwyt i tłumnie szturmują pozostawione kawałki tłuszczu i mięsa.

Po obiedzie z zadowoleniem klepię się po brzuszku. Deszcz już nie pada, ale wyraźnie czuję chłód, który aż ciągnie po kościach. No to z mojej kąpieli nici. Postanawiamy jednak pójść na spacer.

Zamykamy namiot, rozpytujemy o plaże i ruszamy. Bardzo podoba mi się ta część wyspy. Królują tu gaje oliwne i śródziemnomorska roślinność. Wszędzie ustawiono kamienne murki, które tworzą jakby tarasy. Niewielu ludzi tu mieszka, a Ci, którzy się na to zdecydowali, zapewne lubią ciche i spokojne życie z dala od wielkomiejskiego hałasu, lub po prostu przyjeżdżają tu na wakacje. To kolejne miejsce, do którego kiedyś powrócę. Czas w tej części Korculi płynie inaczej, spokojniej, lepiej. Niewielu tu turystów, a ci, którzy przyjechali w ten rejon, przemykają prawie na palcach, by nie zniszczyć i nie zagłuszyć spokoju i ciszy. Nikt sobie nie wchodzi w drogę, rozmowy toczą się półgłosem. Nie wiem, czy to przez atmosferę, jaką tworzy Camp Mindel, czy przez świętość gajów oliwnych, ale zapytana o nocleg w Vela Luce niewątpliwie poleciłabym właśnie to miejsce.

Vela Luka_023

Na plaży

Siadamy na plaży. Ja moczę nogi, podczas gdy Fogel twierdzi, że woda jest za zimna nawet na to. Wpatrujemy się w horyzont, rozmawiamy, przyglądamy przelewającej się wodzie, oglądamy stworzonka, które się tutaj kręcą. Jednym słowem – sielanka. Taka prawdziwa, niepowtarzalna, leniwa. Idealna.

Czas mija niepostrzeżenie. Szkoda, że ten dzień zbliża się ku końcowi. Leniwym krokiem, opóźniając odejście z tego rajskiego miejsca, idziemy na camping, gdzie rozkoszujemy się najpiękniejszym zachodem słońca podczas naszego całego pobytu na Chorwacji. Wielka pomarańczowa kula powoli ginie za grubą warstwą chmur na horyzoncie.

Szybko robi się ciemno i okazuje się, że wał chmur, który podziwialiśmy podczas zachodu to nadchodzący sztorm, który niesie ze sobą wiatr, burzę i deszcz. Nigdy jeszcze nie znalazłam się tak blisko tego żywiołu.

W końcu spotykamy też Annę Marię – właścicielkę Campu Mindel, która studiuje w Splicie. Szybko znajdujemy wspólny język, gdyż Anna doskonale włada angielskim. Opowiadamy jej o naszej wizycie w Splicie i pierwszych przykrych wrażeniach zapachowych. Zachwycam się także Pałacem Dioklecjana, jednocześnie utyskując na strasznych kierowców. Dziewczyna nas rozumie – uczy się w Splicie, a podczas wakacji wraz z ojcem prowadzi camping. Dowiadujemy się, że koło października lub listopada rozpocznie się na wyspie oliwkobranie. Najpierw zebrane zostaną te jeszcze niedojrzałe – zielone. Potem, jeśli ktoś chce może czekać aż pozostałe owoce staną się czarne i je zebrać. Pytam Anny jak smakuje oliwka zerwana prosto z drzewa, bo na nasz stół trafiają już tylko te marynowane.

Vela Luka_033

Zachód słońca nad Korculą

– Nie chcesz próbować – mówi właścicielka campu – są paskudne.

Anna Maria opowiada nam także o tym, że oliwki z tego gaju są przerabiane przede wszystkim na oliwę. Rozmawiamy też o wczorajszym niebiańskim zapachu. Anna uważa, że to absynt, który wczoraj piła z przyjaciółmi. Nie chcemy się z nią zgodzić. Ona jednak obstaje przy swoim i daje nam do powąchania butelkę po trunku. Nadal z Michałem uważamy, że tamta woń była inna, jednak by nie wdawać się w niepotrzebne dyskusje i nie wykłócać się, z grzeczności przyznajemy jej rację.

Pytamy też, czy znajdziemy tu na wyspie jakiś lokalny trunek, który moglibyśmy kupić na pamiątkę. Dziewczyna opowiada, że sama taki tworzy i przynosi nam do spróbowania mieszankę schnapsu z ziołami, cytryną i octem winnym. Trunek w dechę! Smakuje dziwnie, ale naprawdę uwodzi smakiem. Kupujemy litr, który Anna troskliwie wlewa w puste plastikowe butelki po Coca – Coli, by szkło nie obciążało naszych bagaży. Zaleca jednak, byśmy przelali go do szkła jak tylko przyjedziemy do domu.

Tymczasem do pokoiku, w którym siedzimy, przychodzi ojciec Anny Marii, który prosi nas byśmy sprawdzili, czy wystarczająco dobrze umocowaliśmy namiot, bo zapowiada się ciężka noc. Oboje opowiadają nam jak kilka tygodni wcześniej piorun uderzył w domek, w którym właśnie znajdujemy się.

Wiatr wieje coraz silniej, nad Hvarem gwałtownie błyska. Burza w trakcie wyjazdów zawsze mrozi mi krew w żyłach. Ta wygląda na bardzo niebezpieczną.

CDN.

Capture12

Druga część mapy na dzień jedenasty

Split_168

Wyruszając w dalszą podróż

Split_169

Port w Splicie

Split_170

Różne części miasta widziane z Adriatyku

Split_171

Kursują tu promy różnych firm

Split_174

Niektóre dzielnice miasta wydają się urocze

Split_179

Góry wyrastają jakby z miasta

Split_180

Południowa ściana w pełnej okazałości

Split_182

Już odpływamy

Split_191

Wszystko co dobre, szybko kończy się….

Split_193

Do widzenia!

Split_196

Mam nadzieję kiedyś wrócić

Split_202

Podglądając współpasażerów…

Split_203

…jak myślą…

Split_204

…marzą….

Split_208

…cieszą się.

 

Split_207

Może na jachty?

Split_214

Gdy niebieski spotyka się z niebieskim

Split_218

A może z górami

Split_219

Niektórzy bliżsi współpasażerowie oddają się marzeniom ;)

Split_220

<3

Split_221

Coraz dalej

Split_222

Latarnia morska

Split_228

Taka tam codzienność na Chorwacji

 

Split_226

Gdy słońce opada na horyzoncie

Split_230

Proszę Państwa, czy tędy na Słońce?

Split_234

Oni uważają, że tędy

Split_238

Hvar

Split_239

Pływałabym!

Split_242

Tym w sumie też

Split_244

Chciałabym móc zwiedzić Hvar

Split_245

Niestety nic z tego, przynajmniej dzisiaj

Split_246

Forteca Spagnola

Split_247

Miasto Hvar z morza

Split_251

Jedna z latarni morskich na Adriatyku

Split_254

Wieczorne mgły powoli podnoszą się

Vela Luka_009

Nasi mali przyjaciele

Vela Luka_010

W drodze na plaże

Vela Luka_011

Oliwkowy raj

Vela Luka_014

Kamienne murki przypominają tarasy

Vela Luka_015

Jedna z typowych Chorwackich plaży

Vela Luka_020

Śledziłam go chyba pół godziny!

Vela Luka_024

Gdy niebo spotyka się z wodą

Vela Luka_027

Wykąpałabym się

Vela Luka_029

Mogłabym w takim domku zamieszkać :)

Vela Luka_030

Dzień zbliża się ku końcowi

Vela Luka_034

Zachód słońca na Korculi

Vela Luka_042

Ostatni promyk słońca

Vela Luka_045

I już mrok zapada. Dobranoc!